Minęły trzy dni od ostatniego postu, a ja postanowiłam napisać kolejny.
Dzisiaj na salony wjechała zielona herbata z żurawiną, od twinningsa, bo sypana Dilmah zaginęła w akcji.
Jakieś pół godziny temu byłam się wykąpać, żeby później mieć z tym święty spokój. I odkryłam... to jak wyglądam. Przeraziłam się - dosłownie.
Mam niecałe dwadzieścia pięć lat, a wyglądam jak kobieta, która nie ma czasu na siebie, jest po dwóch ciążach i bliżej jej ciałem do czterdziestki niż mojego wieku.
Wstyd!
Ci co mnie znają pomyślą pewnie, że pierdolę głupoty, ale otóż nie.
Od szesnastego roku życia mam problem z brzuszkiem. Były tam oponki i niestety są, ale kilka rozmiarów większe. Wiadomo, z wiekiem, kiedy organizm kobiecy cały czas przechodzi burze hormonalne podczas wieku rozrodczego, gromadzimy więcej wody, która wcale tak łatwo się nie wydala z organizmu jak powinna. Do tego nieodpowiednia dieta, brak ćwiczeń, dezorganizacja czasowa, huśtawki nastrojów, problemy życiowe - i tyjemy. Pamiętam, kiedy byłam nastolatką wręcz chudłam z nadmiaru stresów, a teraz? Chociaż kiedy największy stres mnie dopada, wcale go nie zajadam, a tyję. Dziwię się sobie, że kiedy osiągnęłam wagę ponad 70kg (czysto teoretycznie do mojego wzrostu to nawet znośna waga z tytułu, że mam 1,76cm wzrostu), nie włączyło mi się światełko.
Mój facet mówi, że toleruje i akceptuje to jak wyglądam, aczkolwiek to facet i chyba chciałabym dla niego wyglądać lepiej.
Przez co przez głowę przebiegła mi myśl tego, żeby żywić się tak, jak trzy lata temu powinnam była po operacji.
Miałam schudnąć wtedy 20kg, bo przed nią kazali mi przytyć do 65kg, gdzie przedtem maksymalna waga jaką osiągałam to było 59kg. Lekarze mówili, że przecież schudnę znacznie więcej i jestem za chuda do takiego wzrostu, że to wtedy będzie niebezpieczne położyć mnie na stół i zabronić jeść normalnych posiłków, jedynie kleiki, które przechodziły przez słomkę, serki, jogurty, mleko i kefiry. W niezliczonych ilościach.
Siedzę na bezrobociu i chyba dzisiaj jest ostatni dzień jak pozwalam sobie zjeść inne rzeczy niż nabiał. Od jutra zamierzam wcielić w życie swoją starą dietę.
Może i wtedy bym schudła, gdyby nie to, że moja mama zadbała o to, żeby się tak nie stało. Normalne posiłki mieliła w blenderze, dodając czy więcej zupy czy sosu, by były jednak bardziej płynne przez co schudłam jedynie pół kilo w dwa tygodnie, a miało być tak pięknie i tak dużo - a tu dupa jasia.
Może teraz to ogarnę. Muszę, bo w gruncie rzeczy, za dwa miesiące są wakacje, a ja wyglądam żałośnie i wstydzę się sama za siebie. Muszę tylko znaleźć w sobie wewnętrzną motywację, bo zdecydowanie zgubiłam gdzieś swojego ducha walki i dążenia do bycia lepszym w moim chorym umyśle.
A wy? Macie jakieś pomysły na motywację, na to jak pozbyć się niechcianego brzucha? Już nawet nie w miesiąc, a dwa, przecież ciągle jest czas...
A właśnie, wszystkim wam (chociaż lany poniedziałek się już powoli kończy), wesołego Alleluja! Smacznego jajka, kolorowego zajączka i puchatego kurczaka oraz mokrego śmingusa dyngusa.
No comments:
Post a Comment