Przeczytałam właśnie post z października zeszłego roku. Mamy kwiecień, dzień przed Wielką Sobotę, która ciągnie za sobą święta - Wielkanoc.
Co się zmieniło?
Nie jestem już aż tak super szczęśliwa. Moje życie wygląda dokładnie tak jak rok temu, kiedy przyjechałam do Londynu. Jedyną stałą rzeczą jaką mam jest mój facet. Zwolniłam się z poprzedniej pracy, bo nie wytrzymywałam psychicznie, czułam się we wszystkim ograniczona. A teraz? Chyba bym chciała tam wrócić, bo brak pieniędzy mnie dobija.
Czasami mi się wydaje, ze ta decyzja była zbyt pochopna i niestety jestem w tym uświadamiana ostatnio codziennie.
Przestaję sobie radzić z pewnymi rzeczami i znowu okazuje się, że jestem słabsza niż myślałam do tej pory.
Pozazdrościłam komuś czegoś, i chyba naprawdę przestałam cokolwiek ogarniać.
Odkryłam za to co chcę robić, podstawy zostały już stworzone. Czekam jedynie na przyjazd mamy w maju, która ma przywieźć rzeczy, dzięki którym rozkręcę chociaż minimalnie to, co chcę rozkręcić.
A miało być tak pięknie...
Chciałabym by mój pomysł okazał się całkiem dobrym trafem, bo to chyba jedyna rzecz, w którą obecnie pokładam wiarę i nadzieje, że w końcu uda mi się ogarnąć coś, jako wolny strzelec, dojść do ładu i składu z własnym życiem, bo na razie słabo to widzę.
Wiem, że może się wydawać, że jestem negatywną osobą. Może większość ma rację, chociaż ja uważam, że jestem zwyczajnie pogubioną istotą, która szuka jakiegoś konkretnego punktu zaczepienia i zdecydowanie potrzebuje pomocy drugiej osoby.
Zbieram w sobie mentalne siły do wyjścia do pobliskiego, osiedlowego sklepu, po polską śmietanę, bo dziś na obiad (z tytułu Wielkiego Piątku), ryba w sosie koperkowo-śmietanowym z ziemniakami.
Surówka? Ewentualnie czerwona kapusta.
Pogubiona Ja.
No comments:
Post a Comment